Gwiazd Naszych Wina

Pomińmy może od razu fakt, że od wczoraj mam gorączkę, boli mnie gardło a głowa mi pęka. nie o tym ma być ten post;)
Otóż obejrzałam dzisiaj "Gwiazd naszych wina" i co? A no nic. Wyłam jak bóbr przez większość filmu ale myślę, że zrozumiałam jego przesłanie i teraz czaję się na książkę.
Jakiś czas temu zrobiłam sobie listę filmów i książek jakie muszę "zaliczyć".
Na pierwszy ogień poszło "Gwiazd Naszych Wina", nie wiem w sumie dlaczego. Myślałam na początku o "Czarnym Łabędziu" ale ok.
To film, który zmienia życie. Dosłownie. Zmienia sposób myślenia i postrzegania świata.
Jaki sens jest w narzekaniu, ciągłym zastanawianiu się po co ryzykować, po co kochać, po co dążyć do osiągnięcia jakiś celów skoro to wszystko się skończy. Po co oddawać się bez reszty miłości skoro ona nie będzie trwać wiecznie. Po co cierpieć.  
No właśnie po co...
Nie raz w ciągu ostatniego roku zadawałam sobie to pytanie.  A dzisiaj zrozumiałam!
PO TO BY BYĆ SZCZĘŚLIWYM. By choć przez chwilę być szczęśliwym. By został tu po nas choć mały ślad, by ktoś o nas pamiętał.
Nie ma sensu rozkładać wszystkiego na czynniki pierwsze. Nie ma sensu użalać się nad sobą i zamartwiać się o przyszłość. Jesteśmy TU i TERAZ. Bądźmy szczęśliwi, pozwólmy sobie na to nawet jeśli to się kiedyś skończy. Przynajmniej będziemy mieli miłe wspomnienia i świadomość, że nasze życie wcale nie jest takie złe.
Mam nadzieję/wierzę,  że to wszystko ma głębszy sens. Wierzę, że po życiu TU czeka nas życie TAM. Dlatego musimy czerpać z tego życia jak najwięcej.
Miłego dnia!