Ostatnie 1,5 tygodnia to jakaś porażka. Zawaliłam wszystko co tylko mogłam zawalić. W pracy, w domu, z dietą i ćwiczeniami.
Jedna wielka porażka.
Moja pierwsza reakcja? Płacz bo co ja innego mogę? Obwinianie całego świata o moje niepowodzenia, moje lenistwo i brak dyscypliny. Na kogoś przecież zwalić trzeba.
Próbuję wstać, otrzepać się i zacząć żyć pełnią zycia, tak jak powinnam to robić odkąd przeprowadziłam się na swoje. Miałam takie plany... a nie zrealizowałam z nich nic.
Wszystko mnie przytłacza, boję się otworzyć kalendarz żeby zapisać co mam do ogarnięcia. Chyba jednak zapisane będzie mniej przerażające. Plan jak się z tym wszystkim zmierzyć powinien byc lekiem na całe zło.
Potrzebuję wsparcia bo kopa w tyłek już dostałam i to takiego, że do końca życia będę pamiętać jak bolało. Z resztą boli do tej pory.
Nie wiem jak można tak wszystko rozwalić i to własną głupotą!
Będę Wam wdzięczna dziewczyny za pomoc... Jeśli możecie to podzielcie się ze mną swoimi sposobami na organizację.
Od 7 do 16:30 mam czas na pracę, ogarnięcie domu i siebie
a paradoksalnie nie mam czasu na nic. Wcześniej nie miałam czasu a teraz to juz w ogóle. Wszystko odkładam na ostatnią chwilę a później jest stres że z czymś nie zdąże i zazwyczaj nie wyrabiam...
Eh :(
Na poprawę humoru moja ostatnia zdobycz
czasami wszystko się wali ale to po to by docenić to co mamy by na chwilę się zatrzymać i przeanalizować swoje życie...
OdpowiedzUsuńKażdemu z nas zdarzają cięższe okresy ale tylko dla tego, żeby móc się bardziej zmotywować i następnego dnia pokazać całemu światu, że jesteśmy jeszcze silniejsi
OdpowiedzUsuńCzuję to w kościach, też miałam takie chwile w życiu, ale po burzy wychodzi słońce, daj sobie czas, nie zadręczaj się czymś tam nie zrobionym, z czasem to się poukłada, przeszłas, a nawet przechodzisz nadal w swoim życiu pewien przełom i jeszcze się nie zaklimatyzowałaś. Wiem, że łatwo powiedziec, ale pamiętam siebie, jak kipiałam, jak się zadręczałam, jak wydawało mi się, że z niczym sobie nie radzę, że nie nadążam, to wtedy własnie zatrzymałam się na poważnie, na spokojnie przemyślałam, nabrałam pokory, wypisałam sobie dobre i złe i wyszło, że tych dobrych jest więcej i to jakoś pomogło, a potem to już życie podarowało samo niespodziankę i jakoś to się kręci wszystko do dziś, ale trzeba zmienić myślenie, trzeba sobie poukładac, przewartościowac i tak Olga pisze, docenić i zacząć się cieszyć tym co się ma, a wtedy energia na resztę przyjdzie sama :) Zacznij od siebie, będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńod jakiegoś czasu też co nie co ćwiczę i usiłuje zmienić swoje tragiczne nawyki żywieniowe, ale ostatnio przez natłok wszystkiego opuściłam się strasznie.
OdpowiedzUsuńWróciłam do bloga więc jeśli masz ochotę to zapraszam do mnie.
moja-mala-rodzinka.blogspot.com
jeśli nie masz już dostępu do bloga to odezwij się na maila ania0240@wp.pl
Buziaki